Wpisy archiwalne w kategorii
Cross w górach
Dystans całkowity: | 1238.88 km (w terenie 208.70 km; 16.85%) |
Czas w ruchu: | 73:36 |
Średnia prędkość: | 16.83 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.66 km/h |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 103.24 km i 6h 08m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 13 września 2015
Kategoria 1-50km, Cross w górach
Żar, Kiczera, Nowy Świat
Korzystając z ładnej niedzieli wybrałem się do Międzybrodzia. Samochód zaparkowałem w Porąbce i po złożeniu roweru ruszyłem brzegiem jeziora w celu zdobycia Góry Żar. W połowie drogi postanowiłem odbić na "legendarny" podjazd na ulicy Nowy Świat. Miała to być taka rozgrzewka przed główną górą ale okazało się, że ten podjazd jest o wiele cięższy, mimo że krótszy. Prawdziwa asfaltowa ściana doprowadza po około dwóch kilometrach do osiedla domków jednorodzinnych i polaną z ładnym widokiem na górę Żar.

Nowy Świat z widokiem na Żar © lenon77
Droga jest naprawdę stroma i na zjeździe ustanawiam swój nowy rekord prędkości. Następnie jadę nad brzeg jeziora, gdzie robię kilka zdjęć i ruszam dalej wzdłuż jeziora.

Nad Jeziorem Międzybrodzkim © lenon77

Góra Żar © lenon77
Nie skręcam w pierwszy most, tylko jadę do Tresnej i dopiero po okrążeniu jeziora kierują się górę Żar. Podjazd mija bez problemów, nie muszę robić przerw z wyjątkiem tych na zrobienie paru zdjęć. Przed szczytem odbijam na Kiczerę i mimo, że jadę na slickach tylko kawałek drogi prowadzę rower.

Widok z Kiczery © lenon77
Na szczycie spędzam ponad pół godziny podziwiając widoki po czym udaję się na Żar.

Na górze Żar © lenon77
Tu jak zawsze jest sporo ludzi, a w oddali można dostrzec skutki tegorocznych upałów.

Widok na wysychające Jezioro Żywieckie © lenon77
Widoczność jest niezła, widać Skrzyczne a przez lornetkę można dostrzec schronisko na Magurce. Po zjeździe wstępuje do pobliskiego zajazdu na pysznego grilowanego pstrąga, po czym ruszam do Porąbki. Żar zdobyłem po raz trzeci i może stanie się to coroczną tradycją.

Nowy Świat z widokiem na Żar © lenon77
Droga jest naprawdę stroma i na zjeździe ustanawiam swój nowy rekord prędkości. Następnie jadę nad brzeg jeziora, gdzie robię kilka zdjęć i ruszam dalej wzdłuż jeziora.

Nad Jeziorem Międzybrodzkim © lenon77

Góra Żar © lenon77
Nie skręcam w pierwszy most, tylko jadę do Tresnej i dopiero po okrążeniu jeziora kierują się górę Żar. Podjazd mija bez problemów, nie muszę robić przerw z wyjątkiem tych na zrobienie paru zdjęć. Przed szczytem odbijam na Kiczerę i mimo, że jadę na slickach tylko kawałek drogi prowadzę rower.

Widok z Kiczery © lenon77
Na szczycie spędzam ponad pół godziny podziwiając widoki po czym udaję się na Żar.

Na górze Żar © lenon77
Tu jak zawsze jest sporo ludzi, a w oddali można dostrzec skutki tegorocznych upałów.

Widok na wysychające Jezioro Żywieckie © lenon77
Widoczność jest niezła, widać Skrzyczne a przez lornetkę można dostrzec schronisko na Magurce. Po zjeździe wstępuje do pobliskiego zajazdu na pysznego grilowanego pstrąga, po czym ruszam do Porąbki. Żar zdobyłem po raz trzeci i może stanie się to coroczną tradycją.
- DST 47.01km
- Teren 2.00km
- Czas 02:55
- VAVG 16.12km/h
- VMAX 64.66km/h
- Sprzęt Merida Crossway 100V
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 sierpnia 2015
Kategoria 1-50km, Cross w górach
Skrzyczne, Malinowska Skała, Magurka Radziechowska
Korzystając z tego, że upały nieco ustały wybrałem się na kolejną wycieczkę w góry. W planie był wjazd na Skrzyczne, a następnie przejazd górskim szlakiem do Baraniej Góry. Tak jak ostatnio na miejsce udałem się samochodem i zaparkowałem w dolinie Zimnika w Lipowej. Stamtąd po ogarnięciu roweru ruszyłem znaną mi już trasą na Skrzyczne. Pierwsze sześć kilometrów wiodło asfaltem o nieprzesadnym nachyleniu. Pogoda była świetna, nie było za ciepło, wiał lekki wiatr, a droga była zacieniona. Kolejne pięć i pół kilometra szutrówka o dobrej jak na górskie warunki jakości nawierzchni. Cały ponad jedenastokilometrowy podjazd pokonałem bez problemów i przerw, nie licząc zrobienia paru fotek. Najbardziej męczące było wnoszenie roweru na ostatnich 50m po mocno zarośniętej ścieżce.
Na szczycie jak zawsze sporo ludzi i świetny widok na kotlinę żywiecką.

Na Skrzycznem © lenon77
Na szczycie spędzam niecałą godzinę po czym ruszam zielonym szlakiem w stronę Malinowskiej Skały. Trasa jest świetna widokowo i nie licząc kawałka szlaku przed samym szczytem całkowicie przejezdna.

Na szlaku Stanisława Huli © lenon77

Panorama z zielonego szlaku © lenon77

W drodze na Malinowską Skałę © lenon77
Zjazd z Malinowskiej Skały również nie sprawia problemów, natomiast w okolicach szczytu Gawlas jest trochę pchania. Wynagradzają to za to widoki, choć na niebie coraz więcej chmur.

Widok na Skrzyczne © lenon77
Następnym przystankiem na trasie jest Magurka Wiślańska. Pogoda się pogarsza, więc rezygnuję z wjazdu na Baranią Górę i skręcam na czerwony szlak.

Widok z czerwonego szlaku © lenon77
Droga na Magurkę Radziechowską jest kamienista ale przejezdna. Po drodze mijam ciekawe formacje skalne.

Magurka Radziechowska © lenon77
Jadę dalej czerwonym szlakiem, a następnie skręcam w niebieski i docieram do Hali Radziechowskiej.

Hala Radziechowska © lenon77
Na skrzyżowaniu szlaków zostawiam niebieski i jadę nieoznaczoną drogą w stronę Radziechowy. Droga jest bardzo kamienista i ciężko się jedzie, ale po jakimś czasie docieram do asfaltu skąd ruszam w stronę Lipowej. Pogoda znowu popsuła mi plany i nie zdobyłem Baraniej Góry, ale będzie przynajmniej powód by wrócić tu za rok. Może już na typowo górskim rowerze?
Na szczycie jak zawsze sporo ludzi i świetny widok na kotlinę żywiecką.

Na Skrzycznem © lenon77
Na szczycie spędzam niecałą godzinę po czym ruszam zielonym szlakiem w stronę Malinowskiej Skały. Trasa jest świetna widokowo i nie licząc kawałka szlaku przed samym szczytem całkowicie przejezdna.

Na szlaku Stanisława Huli © lenon77

Panorama z zielonego szlaku © lenon77

W drodze na Malinowską Skałę © lenon77
Zjazd z Malinowskiej Skały również nie sprawia problemów, natomiast w okolicach szczytu Gawlas jest trochę pchania. Wynagradzają to za to widoki, choć na niebie coraz więcej chmur.

Widok na Skrzyczne © lenon77
Następnym przystankiem na trasie jest Magurka Wiślańska. Pogoda się pogarsza, więc rezygnuję z wjazdu na Baranią Górę i skręcam na czerwony szlak.

Widok z czerwonego szlaku © lenon77
Droga na Magurkę Radziechowską jest kamienista ale przejezdna. Po drodze mijam ciekawe formacje skalne.

Magurka Radziechowska © lenon77
Jadę dalej czerwonym szlakiem, a następnie skręcam w niebieski i docieram do Hali Radziechowskiej.

Hala Radziechowska © lenon77
Na skrzyżowaniu szlaków zostawiam niebieski i jadę nieoznaczoną drogą w stronę Radziechowy. Droga jest bardzo kamienista i ciężko się jedzie, ale po jakimś czasie docieram do asfaltu skąd ruszam w stronę Lipowej. Pogoda znowu popsuła mi plany i nie zdobyłem Baraniej Góry, ale będzie przynajmniej powód by wrócić tu za rok. Może już na typowo górskim rowerze?
- DST 38.37km
- Teren 22.00km
- Czas 03:40
- VAVG 10.46km/h
- VMAX 52.00km/h
- Sprzęt Merida Crossway 100V
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 sierpnia 2015
Kategoria 51-100km, Cross w górach
Pasmo Stożka i Czantorii
Jednym z celów na ten sezon było zdobycie Czantorii, więc ten szczyt obrałem sobie za następny cel wyjazdu. Chcąc spędzić więcej czasu w górach, zaplanowałem sobie przejazd pasmem od wspomnianej Czantorii, przez Soszów i Stożek ze zjazdem w okolicy jeziora Czerniańskiego. Po zerknięciu na mapę okazało się, że taka trasa to około 160 km w tym ponad 20 km w terenie przez góry. Z moją kondycją mogło być to ciężkie do wykonania, a chciałem uniknąć pospiechu i w spokoju nacieszyć się widokami. Rozważałem więc przejazd pociągiem, ale po sprawdzeniu rozkładu okazało się, że nie jest on zbyt korzystny. Kolejną alternatywą był samochód z tym, że nie posiadam żadnego bagażnika do przewozu roweru. Po chwili namysłu i pomierzeniu bagażnika okazało się, że po złożeniu tylnych siedzeń i zdjęciu kół rower zmieści się do mojego małego Hyundaia. Spakowawszy więc wszystko ruszyłem rano autem do Skoczowa. Trasa zaczyna się wprawdzie w Ustroniu, ale postanowiłem zrobić sobie rozgrzewkę i nabić trochę kilometrów. Na parkingu miejskim w Skoczowie składam rower w całość i ruszam w drogę wiślaną trasą rowerową. Podjazd rozpoczynam ul. Akacjowej, i do ośrodka Poniwiec docieram asfaltem. Stąd wedle opisów w internecie powinna iść droga gruntowa do czarnego szlaku. Droga ta jest niestety pełna sporych, luźnych kamieni co w połączeniu z nachyleniem sprawią, że przez jakieś 400 m muszę prowadzić rower. A miała to być najłatwiejsza droga na Czantorię. Po dotarciu do Czarnego szlaku jest jeszcze jeden krótki kawałek (z 50 m) na którym muszę podprowadzać, ale tu pojawiają się już widoki.

Na czarnym szlaku © lenon77
Kupuję bilet na wieżę widokową i podziwiam panoramę okolicy, choć widoczność nie jest najlepsza.

Ustroń widziany z Czantorii © lenon77

Na wieży widokowej - Czantoria © lenon77
Po chwili odpoczynku rozpoczynam zjazd w kierunku Soszowa. Miejscami jest sporo kamieni i wolę sprowadzić kawałek rower, ale sam jestem zaskoczony, że po takiej drodze udaje mi się jechać. Podjazd pod Sam Soszów, choć miejscami stromy udaje się pokonać w siodle.

Na Soszowie © lenon77
W schronisku jem żurek i kupuję picie po czym ruszam dalej. Jest stromo ale do Cieślara da się jechać. Zjazd do małego Stożka również jest bezproblemowy i wkrótce ukazuje się ostatnia duża góra na trasie czyli Stożek Wielki.

W drodze na Stożek Wielki © lenon77
Ten podjazd jest niewykonalny i większość drogi to pchanie, dopiero końcówkę da się podjechać rowerem. Niebo robi się coraz bardziej zachmurzone, więc nie marnuję czasu i jadę dalej. Droga na Kiczory jest wąska i skalista, więc fragmentami podprowadzam rower, choć przy dobrej technice i typowym góralu dało by się to przejechać. Zatrzymuję się na chwilę przy malowniczych skałach i robię zdjęcia.

Skały na Kiczorach © lenon77
Na szczycie Kiczorów spotykam turystów, którzy są pod wrażeniem, że jadę tu rowerem. Po krótkiej pogawędce zjeżdżam czerwonym szlakiem w stronę Kubalonki. Zjazd jest bardzo kamienisty i niestety przed przełęczą Łączecko łapię pierwszego w życiu "snake'a". Podczas wymiany dętki słyszę dochodzące z oddali grzmoty, więc staram się uwinąć jak najszybciej. Na skrzyżowaniu dróg spotykam innego rowerzystę, który jedzie w stronę Baraniej Góry. Chwilę rozmawiamy po czym każdy z nas rusza w swoją stronę. W stronę Kubalonki wiedzie teraz przyjemna szutrówka pozwalająca się nieźle rozpędzić, ale nie ciesze się zjazdem zbyt długo, bo po chwili zaczyna padać. I to padać porządnie, bo rozpętuje się prawdziwa burza. Grzmi, pada grad, a wiatr zrywa szyszki z drzew. Zatrzymuję się na chwilę żeby włożyć komórkę i aparat do plecaka i założyć na niego pokrowiec przeciwdeszczowy. Zastanawiam się czy nie przeczekać pod drzewami, ale grzmi coraz bliżej, więc postanawiam jak najszybciej zjechać z gór. Jadę co sił w nogach wspomnianą szutrówką mijając gdzieś skręt w czerwony szlak. Wiem, że nie jestem na dobrej drodze, ale postanawiam po prostu jechać w dół i po kilkunastu minutach dojeżdżam do asfaltu i zabudowań. Chronię się pod dachem jednego z z domów i sprawdzam na smartfonie gdzie jestem. Osiedle Kubalonka jakiś kilometr od przełęczy, więc nie jest źle. Pada jeszcze z jakieś pół godziny, a gdy przestaje decyduję się jechać zgodnie z planem nad jezioro Czerniańskie i tam wjechać na wiślaną trasę rowerową. Drogą w kierunku zameczku prezydenckiego jest mocno z górki i gdyby nie to, że jestem przemoczony to szło by się tu niezłe rozpędzić. Ochłodziło się i w mokrej koszulce przy prędkości 50km/h było naprawdę zimno. Zatrzymuję się jeszcze by zrobić zdjęcie i ruszam nad jezioro.

Zamek Prezydencki w Wiśle © lenon77
Tam wbijam na szlak rowerowy i jadę w kierunku Skoczowa. Miejscami oznaczenie drogi jest słabe i jadę na wyczucie mokrymi ścieżkami. W Skoczowie raczej nie padało, drogi są suche a nad Wisłą plażują ludzie. Po jakiejś godzinie jazdy docieram na parking i pakuję rower do samochodu. Wyprawa była dość pechowa: przebiłem dętkę i nieźle zmokłem, ale przynajmniej będzie co wspominać.

Na czarnym szlaku © lenon77
Kupuję bilet na wieżę widokową i podziwiam panoramę okolicy, choć widoczność nie jest najlepsza.

Ustroń widziany z Czantorii © lenon77

Na wieży widokowej - Czantoria © lenon77
Po chwili odpoczynku rozpoczynam zjazd w kierunku Soszowa. Miejscami jest sporo kamieni i wolę sprowadzić kawałek rower, ale sam jestem zaskoczony, że po takiej drodze udaje mi się jechać. Podjazd pod Sam Soszów, choć miejscami stromy udaje się pokonać w siodle.

Na Soszowie © lenon77
W schronisku jem żurek i kupuję picie po czym ruszam dalej. Jest stromo ale do Cieślara da się jechać. Zjazd do małego Stożka również jest bezproblemowy i wkrótce ukazuje się ostatnia duża góra na trasie czyli Stożek Wielki.

W drodze na Stożek Wielki © lenon77
Ten podjazd jest niewykonalny i większość drogi to pchanie, dopiero końcówkę da się podjechać rowerem. Niebo robi się coraz bardziej zachmurzone, więc nie marnuję czasu i jadę dalej. Droga na Kiczory jest wąska i skalista, więc fragmentami podprowadzam rower, choć przy dobrej technice i typowym góralu dało by się to przejechać. Zatrzymuję się na chwilę przy malowniczych skałach i robię zdjęcia.

Skały na Kiczorach © lenon77
Na szczycie Kiczorów spotykam turystów, którzy są pod wrażeniem, że jadę tu rowerem. Po krótkiej pogawędce zjeżdżam czerwonym szlakiem w stronę Kubalonki. Zjazd jest bardzo kamienisty i niestety przed przełęczą Łączecko łapię pierwszego w życiu "snake'a". Podczas wymiany dętki słyszę dochodzące z oddali grzmoty, więc staram się uwinąć jak najszybciej. Na skrzyżowaniu dróg spotykam innego rowerzystę, który jedzie w stronę Baraniej Góry. Chwilę rozmawiamy po czym każdy z nas rusza w swoją stronę. W stronę Kubalonki wiedzie teraz przyjemna szutrówka pozwalająca się nieźle rozpędzić, ale nie ciesze się zjazdem zbyt długo, bo po chwili zaczyna padać. I to padać porządnie, bo rozpętuje się prawdziwa burza. Grzmi, pada grad, a wiatr zrywa szyszki z drzew. Zatrzymuję się na chwilę żeby włożyć komórkę i aparat do plecaka i założyć na niego pokrowiec przeciwdeszczowy. Zastanawiam się czy nie przeczekać pod drzewami, ale grzmi coraz bliżej, więc postanawiam jak najszybciej zjechać z gór. Jadę co sił w nogach wspomnianą szutrówką mijając gdzieś skręt w czerwony szlak. Wiem, że nie jestem na dobrej drodze, ale postanawiam po prostu jechać w dół i po kilkunastu minutach dojeżdżam do asfaltu i zabudowań. Chronię się pod dachem jednego z z domów i sprawdzam na smartfonie gdzie jestem. Osiedle Kubalonka jakiś kilometr od przełęczy, więc nie jest źle. Pada jeszcze z jakieś pół godziny, a gdy przestaje decyduję się jechać zgodnie z planem nad jezioro Czerniańskie i tam wjechać na wiślaną trasę rowerową. Drogą w kierunku zameczku prezydenckiego jest mocno z górki i gdyby nie to, że jestem przemoczony to szło by się tu niezłe rozpędzić. Ochłodziło się i w mokrej koszulce przy prędkości 50km/h było naprawdę zimno. Zatrzymuję się jeszcze by zrobić zdjęcie i ruszam nad jezioro.

Zamek Prezydencki w Wiśle © lenon77
Tam wbijam na szlak rowerowy i jadę w kierunku Skoczowa. Miejscami oznaczenie drogi jest słabe i jadę na wyczucie mokrymi ścieżkami. W Skoczowie raczej nie padało, drogi są suche a nad Wisłą plażują ludzie. Po jakiejś godzinie jazdy docieram na parking i pakuję rower do samochodu. Wyprawa była dość pechowa: przebiłem dętkę i nieźle zmokłem, ale przynajmniej będzie co wspominać.
- DST 72.94km
- Teren 32.10km
- Czas 05:31
- VAVG 13.22km/h
- VMAX 52.00km/h
- Sprzęt Merida Crossway 100V
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 sierpnia 2015
Kategoria 100-150km, Cross w górach
Hrobacza Łąka, Gaiki, Przegibek, Magurka
Korzystając z urlopu postanowiłem wybrać się na kolejny wypad w góry. Przeglądając internet natrafiłem na ciekawą propozycje wycieczki pasmem Magurki Wilkowickiej. Trasa ta maiła jedna, ale dość sporą wadę - rozpoczynała się podjazdem na Hrobaczą Łąkę. Szczyt ten odwiedziłem na rowerze trzy lata temu, i mówiąc delikatnie nie wspominam go zbyt miło. Minęło jednak trochę czasu, forma poszła w górę i parę szczytów od tamtej chwili zdobyłem, więc postanowiłem zaryzykować. Upały są straszne więc ruszyłem przed siódmą znaną mi już trasą do Międzybrodzia. W okolicach Jawiszowic przyłączył się do mnie inny rowerzysta i razem dojechaliśmy do tamy w Porąbce.

Na tamie w Porąbce © lenon77
Tam po chwili przerwy na zdjęcia i batonik pożegnaliśmy się i kolega ruszył z powrotem, a ja ruszyłem w stronę Hrobaczej Łąki. Albo raczej miałem ruszyć, gdy usłyszałem głośny syk i z przedniego koła zrobił się flak. Dętka pękła w chwili gdy rower sobie stał (to się nazywa pech) i konieczna była jej wymiana. Z nową gumą ruszyłem w drogę i po chwili dotarłem do miejsca, w którym zaczynał się najcięższy dzisiaj podjazd.

Początek podjazdu na Hrobaczą Łąkę © lenon77
Szło mi lepiej niż ostatnio, ale mimo to musiałem sobie robić przerwy by złapać oddech. Była to okazja do zrobienia kilku zdjęć wyłaniającym się gdzieniegdzie widokom.

W drodze na Hrobaczą Łąkę © lenon77
Do szczytu dotarłem po około godzinie i po uzupełnieniu płynów w schronisku, zrobiłem sobie przerwę pod krzyżem na szczycie.

Krzyż na szczycie Hrobaczej Łąki © lenon77
Obok krzyża jest platforma widokowa, która niestety została całkowicie zasłonięta przez rosnące drzewa i z podziwiania krajobrazów nici. A trzy lata temu był stąd jeszcze niezły widok. Po uzupełnieniu sił ruszam dalej czerwonym szlakiem i po bardzo przyjemnym zjeździe docieram do Przełęczy u Panienki.

Przełęcz u Panienki © lenon77
Tu niestety dobra droga się kończy i następne kilkaset metrów trzeba pchać rower. Przed Gaikami szlak się poprawia i w siodle docieram na szczyt.

Gaiki © lenon77
Na skrzyżowaniu skręcam na niebieski szlak wiodący w kierunku przełęczy Przegibek. Trasa choć dość kamienista nadaje się do zjazdu i wkrótce docieram do asfaltu. Stamtąd zgodnie z opisaną w internecie trasą jadę dalej niebieskim na Magurkę. Nie jest to jednak dobry wybór, gdyż spore fragmenty trzeba rower prowadzić. Trasa jest natomiast atrakcyjna widokowo.

W drodze na Magurkę © lenon77
Po dotarciu na szczyt jem obiad w schronisku (pyszne placki mają) i robię sobie dłuższą przerwę. Widoczność nie jest za dobra, w oddali majaczy Skrzyczne a na niebie pojawia się coraz więcej chmur.

Widok z Magurki © lenon77
Upał jest straszny i zmęczenie daje się we znaki więc odpuszczam sobie dalszą jazdę na Czupel i wracam niebieskim szlakiem na Przegibek. Zjazd z przełęczy w stronę Bielska to czysta przyjemność i miła odmiana po nierównych górskich drogach. W mgnieniu oka docieram do Bielska i wbijam na czerwony szlak do Czechowic. W oddali słychać grzmoty i zaczyna kropić, więc jadę co sił w nogach by uciec burzy. Za Pszczyną drogi zaczynają być mokre i jak się potem okazało przeszła tędy ulewa. Jazda leśnymi drogami po opadach nie jest zbyt przyjemna, i zanim dobieram do Tychów jestem cały ubłocony. Mimo tego i przebitej dętki wycieczkę zaliczę do udanych. W najbliższych dniach kolejny wypad w góry.

Na tamie w Porąbce © lenon77
Tam po chwili przerwy na zdjęcia i batonik pożegnaliśmy się i kolega ruszył z powrotem, a ja ruszyłem w stronę Hrobaczej Łąki. Albo raczej miałem ruszyć, gdy usłyszałem głośny syk i z przedniego koła zrobił się flak. Dętka pękła w chwili gdy rower sobie stał (to się nazywa pech) i konieczna była jej wymiana. Z nową gumą ruszyłem w drogę i po chwili dotarłem do miejsca, w którym zaczynał się najcięższy dzisiaj podjazd.

Początek podjazdu na Hrobaczą Łąkę © lenon77
Szło mi lepiej niż ostatnio, ale mimo to musiałem sobie robić przerwy by złapać oddech. Była to okazja do zrobienia kilku zdjęć wyłaniającym się gdzieniegdzie widokom.

W drodze na Hrobaczą Łąkę © lenon77
Do szczytu dotarłem po około godzinie i po uzupełnieniu płynów w schronisku, zrobiłem sobie przerwę pod krzyżem na szczycie.

Krzyż na szczycie Hrobaczej Łąki © lenon77
Obok krzyża jest platforma widokowa, która niestety została całkowicie zasłonięta przez rosnące drzewa i z podziwiania krajobrazów nici. A trzy lata temu był stąd jeszcze niezły widok. Po uzupełnieniu sił ruszam dalej czerwonym szlakiem i po bardzo przyjemnym zjeździe docieram do Przełęczy u Panienki.

Przełęcz u Panienki © lenon77
Tu niestety dobra droga się kończy i następne kilkaset metrów trzeba pchać rower. Przed Gaikami szlak się poprawia i w siodle docieram na szczyt.

Gaiki © lenon77
Na skrzyżowaniu skręcam na niebieski szlak wiodący w kierunku przełęczy Przegibek. Trasa choć dość kamienista nadaje się do zjazdu i wkrótce docieram do asfaltu. Stamtąd zgodnie z opisaną w internecie trasą jadę dalej niebieskim na Magurkę. Nie jest to jednak dobry wybór, gdyż spore fragmenty trzeba rower prowadzić. Trasa jest natomiast atrakcyjna widokowo.

W drodze na Magurkę © lenon77
Po dotarciu na szczyt jem obiad w schronisku (pyszne placki mają) i robię sobie dłuższą przerwę. Widoczność nie jest za dobra, w oddali majaczy Skrzyczne a na niebie pojawia się coraz więcej chmur.

Widok z Magurki © lenon77
Upał jest straszny i zmęczenie daje się we znaki więc odpuszczam sobie dalszą jazdę na Czupel i wracam niebieskim szlakiem na Przegibek. Zjazd z przełęczy w stronę Bielska to czysta przyjemność i miła odmiana po nierównych górskich drogach. W mgnieniu oka docieram do Bielska i wbijam na czerwony szlak do Czechowic. W oddali słychać grzmoty i zaczyna kropić, więc jadę co sił w nogach by uciec burzy. Za Pszczyną drogi zaczynają być mokre i jak się potem okazało przeszła tędy ulewa. Jazda leśnymi drogami po opadach nie jest zbyt przyjemna, i zanim dobieram do Tychów jestem cały ubłocony. Mimo tego i przebitej dętki wycieczkę zaliczę do udanych. W najbliższych dniach kolejny wypad w góry.
- DST 119.65km
- Teren 20.10km
- Czas 06:55
- VAVG 17.30km/h
- VMAX 54.00km/h
- Sprzęt Merida Crossway 100V
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 5 czerwca 2015
Kategoria 100-150km, Cross w górach
Szyndzielnia, Klimczok i Błatnia
Na długi weekend zaplanowałem sobie wycieczkę w góry. Okazało się jednak, że w Boże Ciało i sobotę będę musiał być w pracy, więc został mi tylko wolny piątek. Po powrocie z pracy w czwartek wieczorem, zdałem sobie sprawę, że nie zrobiłem żadnych zakupów na jurto. Na domiar złego komórka po ostatniej aktualizacji nie chce odczytywać zapisanych śladów GPS. Mimo wszystko postanowiłem jednak jechać. Wstałem więc o 6 rano i pojechałem do Tesco zakupić prowiant - banany, batoniki, bułki itp. Po spakowaniu wszystkiego udaje mi się wyjechać w trasę o 7.30. Jadę jak zawsze przez Paprocany i dalej niebieskim szlakiem do Pszczyny. Pogoda jest świetna, na niebie nie ma ani jednej chmurki, a już w Studzienicach wyraźnie widać góry. W pszczyńskim parku zatrzymuję się na parę minut, robię kilka zdjęć i jem banana.

Pszczyna - park © lenon77
Jadę dalej w kierunku Goczałkowic i dłuższą przerwę na śniadanie robię sobie na tamie. Po odpoczynku zjeżdżam do Zabrzegu, a następnie jadę przez Ligotę i Międzyrzecze. Po skręcie w ul. Bielską wita mnie pierwszy podjazd i znak 10%. Do tej pory jechało mi się nieźle, ale teraz w nogach brakuje siły - męczący dzień w pracy i tylko 6 godzin snu zrobiły swoje. W perspektywie wjazdu na Szyndzielnię nie wróżyło to zbyt dobrze :/ Po dojechaniu do Bielska i pokonaniu kolejnego podjazdu na ul. Antycznej robię sobie przerwę przy lotnisku w Aleksandrowicach. Stąd już tylko kawałek do czerwonego szlaku, więc zmniejszam ciśnienie w oponach do 2.5 bara na przodzie i 2.8 na tyle. Po przejechaniu jeszcze kilku stromych ulic docieram na rondo gdzie rozpoczyna się szlak.

Początek szlaku na Szyndzielnię © lenon77
Podjazd na Dębowiec potwierdza moje obawy o dzisiejszą formę. Jedzie mi się ciężko, a problemem nie jest wydolność tylko brak siły w nogach. Nie poddaję się jednak i jadę dalej, choć po drodze muszę zrobić sobie kilka przerw. Jest to okazja by zobaczyć wyłaniające się miejscami widoki.

Na czerwonym szlaku - panorama Bielska © lenon77
Podjazd pokonuję jednak niemal w całości w siodle, nie licząc krótkiego fragmentu przed schroniskiem, gdzie tracę równowagę i muszę podprowadzić kawałek rower do miejsca gdzie da się ruszyć. Podjazd dał mi się w kość i poszedł gorzej niż przed rokiem.

Szyndzielnia - schronisko © lenon77
W schronisku kupuję sobie obiad i uzupełniam płyny. Widok z tego miejsca jest piękny, widać Jezioro Żywieckie, pasmo Magurki, a w oddali widoczne są nawet Tatry.

Widok z Szyndzielni © lenon77

Panorama z Szyndzielni © lenon77

Tatry widoczne z Szyndzielni © lenon77
Choć nie jest to mój najlepszy dzień postanawiam jechać dalej i zaatakować Klimczok. Jadę żółtym szlakiem mijając szczyt Szyndzielni i choć chwilami muszę prowadzić rower to wkrótce docieram do Klimczoka.

Na Klimczoku © lenon77
Widok jest wspaniały, więc spędzam tu prawię godzinę. Przez chwilę przychodzi mi myśl o wjechaniu na widoczną naprzeciw Magurę, ale zważając na dzisiejszą słabszą formę odpuszczam. Nie chcąc wracać tą samą drogą, jadę dalej żółtym szlakiem w stronę Błatniej. Droga jest mocno kamienista i chwilami wymaga prowadzenia, ale przez większość trasy da się jechać. Po drodze mijam Trzy Kopce i Stołów po czym docieram na szczyt Błatniej.

Widok z Błatniej © lenon77

Panorama z Błatniej © lenon77
Ze szczytu jadę do schroniska, gdzie jem żurek i po chwili odpoczynku zjeżdżam żółtym szlakiem do Jaworza. Na tym odcinku jest trochę błota, ale jest on przejezdny i po chwili wita mnie asfalt ul. Turystycznej. Droga wiedzie teraz z górki aż do podjazdu na ul. Jasienickiej, po którym docieram do Międzyrzecza i trafiam na drogę, którą jechałem rano. W Pszczynie postanawiam wracać nieco dłuższym czerwonym szlakiem, by nie jechać tą samą trasą i parę minut przed 19 docieram do domu. Mimo, że nie był to mój najlepszy dzień to udało mi się zdobyć pięć szczytów (Szyndzielnia, Klimczok, Błatnia, Trzy kopce, Stołów) i zaliczyć pierwszą w tym roku setkę. Pogoda za to dopisała i długo będę mieć w pamięci piękne beskidzkie krajobrazy.

Pszczyna - park © lenon77
Jadę dalej w kierunku Goczałkowic i dłuższą przerwę na śniadanie robię sobie na tamie. Po odpoczynku zjeżdżam do Zabrzegu, a następnie jadę przez Ligotę i Międzyrzecze. Po skręcie w ul. Bielską wita mnie pierwszy podjazd i znak 10%. Do tej pory jechało mi się nieźle, ale teraz w nogach brakuje siły - męczący dzień w pracy i tylko 6 godzin snu zrobiły swoje. W perspektywie wjazdu na Szyndzielnię nie wróżyło to zbyt dobrze :/ Po dojechaniu do Bielska i pokonaniu kolejnego podjazdu na ul. Antycznej robię sobie przerwę przy lotnisku w Aleksandrowicach. Stąd już tylko kawałek do czerwonego szlaku, więc zmniejszam ciśnienie w oponach do 2.5 bara na przodzie i 2.8 na tyle. Po przejechaniu jeszcze kilku stromych ulic docieram na rondo gdzie rozpoczyna się szlak.

Początek szlaku na Szyndzielnię © lenon77
Podjazd na Dębowiec potwierdza moje obawy o dzisiejszą formę. Jedzie mi się ciężko, a problemem nie jest wydolność tylko brak siły w nogach. Nie poddaję się jednak i jadę dalej, choć po drodze muszę zrobić sobie kilka przerw. Jest to okazja by zobaczyć wyłaniające się miejscami widoki.

Na czerwonym szlaku - panorama Bielska © lenon77
Podjazd pokonuję jednak niemal w całości w siodle, nie licząc krótkiego fragmentu przed schroniskiem, gdzie tracę równowagę i muszę podprowadzić kawałek rower do miejsca gdzie da się ruszyć. Podjazd dał mi się w kość i poszedł gorzej niż przed rokiem.

Szyndzielnia - schronisko © lenon77
W schronisku kupuję sobie obiad i uzupełniam płyny. Widok z tego miejsca jest piękny, widać Jezioro Żywieckie, pasmo Magurki, a w oddali widoczne są nawet Tatry.

Widok z Szyndzielni © lenon77

Panorama z Szyndzielni © lenon77

Tatry widoczne z Szyndzielni © lenon77
Choć nie jest to mój najlepszy dzień postanawiam jechać dalej i zaatakować Klimczok. Jadę żółtym szlakiem mijając szczyt Szyndzielni i choć chwilami muszę prowadzić rower to wkrótce docieram do Klimczoka.

Na Klimczoku © lenon77
Widok jest wspaniały, więc spędzam tu prawię godzinę. Przez chwilę przychodzi mi myśl o wjechaniu na widoczną naprzeciw Magurę, ale zważając na dzisiejszą słabszą formę odpuszczam. Nie chcąc wracać tą samą drogą, jadę dalej żółtym szlakiem w stronę Błatniej. Droga jest mocno kamienista i chwilami wymaga prowadzenia, ale przez większość trasy da się jechać. Po drodze mijam Trzy Kopce i Stołów po czym docieram na szczyt Błatniej.

Widok z Błatniej © lenon77

Panorama z Błatniej © lenon77
Ze szczytu jadę do schroniska, gdzie jem żurek i po chwili odpoczynku zjeżdżam żółtym szlakiem do Jaworza. Na tym odcinku jest trochę błota, ale jest on przejezdny i po chwili wita mnie asfalt ul. Turystycznej. Droga wiedzie teraz z górki aż do podjazdu na ul. Jasienickiej, po którym docieram do Międzyrzecza i trafiam na drogę, którą jechałem rano. W Pszczynie postanawiam wracać nieco dłuższym czerwonym szlakiem, by nie jechać tą samą trasą i parę minut przed 19 docieram do domu. Mimo, że nie był to mój najlepszy dzień to udało mi się zdobyć pięć szczytów (Szyndzielnia, Klimczok, Błatnia, Trzy kopce, Stołów) i zaliczyć pierwszą w tym roku setkę. Pogoda za to dopisała i długo będę mieć w pamięci piękne beskidzkie krajobrazy.
- DST 112.60km
- Teren 31.00km
- Czas 06:55
- VAVG 16.28km/h
- VMAX 48.00km/h
- Sprzęt Merida Crossway 100V
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 5 września 2014
Kategoria 100-150km, Cross w górach
Kiczera i Żar
W piątek wypał mi dzień wolny od pracy, więc postanowiłem zrobić sobie kolejny wypad w góry. Sporo ostatnio padało dlatego zdecydowałem się na wyjazd asfaltowy, i za cel obrałem górę Żar. Byłem tam już rok temu i dobrze znałem trasę, więc by ją choć trochę urozmaicić zaplanowałem wjechać po drodze na sąsiednią Kiczerę. Dzień zapowiadał się na dość ciepły, ale o 7 gdy wyruszałem było tylko 13 stopni i konieczna okazała się cieplejsza bluza. Mimo chłodu jechało mi się nieźle i kilometry szły szybko. Jedynie spory ruch niektórych drogach nieco uprzykrzał sprawę. Pierwszą przerwę zrobiłem sobie w Wilamowicach gdzie zmartwiło mnie to, że nie było kompletnie widać gór, które z tego miejsca prezentują się już okazale. Nie zwiastowało to dobrej widoczności (o czym dalej). W okolicach Hecznarowic spotykam rowerzystę na szosówce, który po krótkiej pogawędce informuje mnie, że most w Międzybrodziu jest nieprzejezdny i trzeba jechać na kładkę do Czernichowa. Im bliżej do celu tym więcej chmur a gór nadal nie widać. W Porąbce ponownie spotykam pana na "szosie" i jedziemy razem do tamy.

Mgła nad jeziorem Międzybrodzkim © lenon77
Widoczność jest tragiczna, robię sobie przerwę i rozważam nawet zmianę planów i przejazd do Bielska przez Hrobaczą Łąkę. Pogoda w górach zmienia się jednak szybko, więc daję "jej" trochę czasu jedząc kanapkę. Po parunastu minutach mgła nad pasmem Magurki zaczyna opadać i widać już krzyż na Hrobaczej, postanawiam więc jechać dalej. Gdy mijam rozstaj z żółtym szlakiem zaczyna przeświecać słońce a mgła nad Żarem opada.

Żar wyłania się zza chmur © lenon77
Most w Międzybrodziu jest w remoncie, więc przejeżdżam kładką dla pieszych w Czernichowie nadrabiając z 5km. Dopiero teraz zdejmuję bluzę i rozpoczynam podjazd na Żar. Idzie raczej bezproblemowo (choć wolno) i dotarcie do miejsca gdzie droga odbija na Kiczerę zajmuje mi z 45 minut. Szlak jest najpierw kamienisty, ale potem pojawia się błoto, z którym mocno nabite Smart Samy sobie nie radzą. Dwa krótkie fragmenty trzeba poprowadzić, ale nie jest tego więcej niż 100m. Przed szczytem super widok na Żar a później na drugą stronę pasma gór.

Żar widziany z Kiczery © lenon77

Na szczycie Kiczery © lenon77
Mimo ładnych widoków nie zabawiam tu za długo i jadę na Żar. Końcówkę podjazdu robię razem z szosowcem z Krakowa i po chwili jestem na szczycie. Widoczność jest gorsza niż rok temu gdy tu byłem, ale i tak jest co podziwiać.

Na szczycie góry Żar © lenon77
Po niecałej godzinie zjeżdżam w dół z prędkością dochodzącą miejscami do 60km/h, a przed powrotem do domu zatrzymuję się na pysznego grilowanego pstrąga. Droga powrotna mija bardzo szybko, i mimo wolnego wjazdu na Żar udaje się osiągnąć niezlą średnia całej wyprawy. Na ten sezon chyba kończę z górami, ale kto tam wie :)
PS. Jeszcze jedno zdjęcie z powrotu gdy widoczność była już bardzo dobra.

Jezioro Międzybrodzkie © lenon77

Mgła nad jeziorem Międzybrodzkim © lenon77
Widoczność jest tragiczna, robię sobie przerwę i rozważam nawet zmianę planów i przejazd do Bielska przez Hrobaczą Łąkę. Pogoda w górach zmienia się jednak szybko, więc daję "jej" trochę czasu jedząc kanapkę. Po parunastu minutach mgła nad pasmem Magurki zaczyna opadać i widać już krzyż na Hrobaczej, postanawiam więc jechać dalej. Gdy mijam rozstaj z żółtym szlakiem zaczyna przeświecać słońce a mgła nad Żarem opada.

Żar wyłania się zza chmur © lenon77
Most w Międzybrodziu jest w remoncie, więc przejeżdżam kładką dla pieszych w Czernichowie nadrabiając z 5km. Dopiero teraz zdejmuję bluzę i rozpoczynam podjazd na Żar. Idzie raczej bezproblemowo (choć wolno) i dotarcie do miejsca gdzie droga odbija na Kiczerę zajmuje mi z 45 minut. Szlak jest najpierw kamienisty, ale potem pojawia się błoto, z którym mocno nabite Smart Samy sobie nie radzą. Dwa krótkie fragmenty trzeba poprowadzić, ale nie jest tego więcej niż 100m. Przed szczytem super widok na Żar a później na drugą stronę pasma gór.

Żar widziany z Kiczery © lenon77

Na szczycie Kiczery © lenon77
Mimo ładnych widoków nie zabawiam tu za długo i jadę na Żar. Końcówkę podjazdu robię razem z szosowcem z Krakowa i po chwili jestem na szczycie. Widoczność jest gorsza niż rok temu gdy tu byłem, ale i tak jest co podziwiać.

Na szczycie góry Żar © lenon77
Po niecałej godzinie zjeżdżam w dół z prędkością dochodzącą miejscami do 60km/h, a przed powrotem do domu zatrzymuję się na pysznego grilowanego pstrąga. Droga powrotna mija bardzo szybko, i mimo wolnego wjazdu na Żar udaje się osiągnąć niezlą średnia całej wyprawy. Na ten sezon chyba kończę z górami, ale kto tam wie :)
PS. Jeszcze jedno zdjęcie z powrotu gdy widoczność była już bardzo dobra.

Jezioro Międzybrodzkie © lenon77
- DST 137.10km
- Teren 3.90km
- Czas 07:11
- VAVG 19.09km/h
- VMAX 60.10km/h
- Sprzęt Merida Crossway 100V
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 sierpnia 2014
Kategoria 100-150km, Cross w górach
Skrzyczne
Po zaliczeniu Szyndzielni postanowiłem zrealizować kolejny cel na ten rok, czyli zdobyć Skrzyczne. Po ostatniej wycieczce stwierdziłem, że obecne opony nie sprawdzają się w terenie, więc zainwestowałem w gumy Smart Sam 1.75. Po przeglądnięciu internetu wybrałem wariant wjazdu serpentynami z Lipowej. Dystans do pokonania wyniósł by ok. 160 km, wiec postanowiłem nie wracać do Tychów tylko zatrzymać się u rodziny w Bielsku. W drogę ruszam o 6.30 i przez błotniste Paprocany docieram do Pszczyny gdzie za namową mapy Google skręcam na Rudołtowice. Niestety po przejechaniu Wisły droga się kończy, a nie chcąc zawracać muszę przejechać przez teren żwirowni Kaniów. Nadrabiam trochę drogi i przez Bestwinę i Janowice docieram do cioci w Bielsku. Na miejscu jem śniadanie, odkręcam bagażnik i zostawiam zbędny bagaż. Przejeżdżam przez Bielsko ulicą Komorowicką i wskakuję na czerwony szlak do Wilkowic.

Czerwony szlak w Bielsku © lenon77
Za Wilkowicami gubię szlak i jadę asfaltami przez Buczkowice do Lipowej. Skrzyczne jest już bardzo dobrze widoczne.

Widok na Skrzyczne © lenon77

Merida w terenowym wydaniu © lenon77
Po dotarciu do Ostrego robię sobie przerwę, a po chwili rozpoczynam podjazd drogą przeciwpożarową.

Początek drogi na Skrzyczne © lenon77
Mniej-więcej do połowy podjazd wiedzie asfaltem i jest często w cieniu, więc nie jedzie się najgorzej. Później zmienia się w szutrową, lekko kamienistą drogę, ale pojawiają się też piękne widoki.

Podjazd drogą przeciwpożarową na Skrzyczne © lenon77

Widok z podjazdu na Skrzyczne © lenon77
Z wyjątkiem chwil na zdjęcia nie robię przerw, ale długość podjazdu i palące słońce mocno dają się w kość, a w dodatku na końcówce kończy mi się picie. Po dotarciu do końca drogi muszę sporo się naszukać, by znaleźć opisywaną w internecie ścieżkę do wniesienia roweru. Wspomniana dróżka mocno już zarosła i trzeba przecierać się przez spore chaszcze by dotrzeć na gorę. Na szczycie spory ruch i piękna panorama na okolicę.

Skrzyczne - widok z wieży © lenon77
Na szczycie spędzam półtorej godziny odpoczywając i podziwiając widok. Robię zapas płynów i jem kiełbaskę, ale jestem tak zmęczony, że nie bardzo mam apetyt.

Skrzyczne - widok ze szczytu © lenon77
Na niebie zbierają się chmury i zaczyna kropić, więc postanawiam wracać. W drodze powrotnej sprowadzam kawałek rower niebieskim szlakiem do miejsca gdzie łączy się z trasą, którą przyjechałem. Po chwili skręcam jednak w inną drogę przeciwpożarową biegnącą również do Lipowej i mam okazję przetestować nowe opony. Na szutrowym fragmencie jadę w miarę spokojne, ale na asfaltowej końcówce prędkość sięga prawie 60km/h. Wracam tą samą drogą, tylko w Bielsko omijam centrum czerwonym szlakiem. O 18.30 jestem z powrotem u cioci, gdzie zostaje na noc. Najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego zdobyty!

Czerwony szlak w Bielsku © lenon77
Za Wilkowicami gubię szlak i jadę asfaltami przez Buczkowice do Lipowej. Skrzyczne jest już bardzo dobrze widoczne.

Widok na Skrzyczne © lenon77

Merida w terenowym wydaniu © lenon77
Po dotarciu do Ostrego robię sobie przerwę, a po chwili rozpoczynam podjazd drogą przeciwpożarową.

Początek drogi na Skrzyczne © lenon77
Mniej-więcej do połowy podjazd wiedzie asfaltem i jest często w cieniu, więc nie jedzie się najgorzej. Później zmienia się w szutrową, lekko kamienistą drogę, ale pojawiają się też piękne widoki.

Podjazd drogą przeciwpożarową na Skrzyczne © lenon77

Widok z podjazdu na Skrzyczne © lenon77
Z wyjątkiem chwil na zdjęcia nie robię przerw, ale długość podjazdu i palące słońce mocno dają się w kość, a w dodatku na końcówce kończy mi się picie. Po dotarciu do końca drogi muszę sporo się naszukać, by znaleźć opisywaną w internecie ścieżkę do wniesienia roweru. Wspomniana dróżka mocno już zarosła i trzeba przecierać się przez spore chaszcze by dotrzeć na gorę. Na szczycie spory ruch i piękna panorama na okolicę.

Skrzyczne - widok z wieży © lenon77
Na szczycie spędzam półtorej godziny odpoczywając i podziwiając widok. Robię zapas płynów i jem kiełbaskę, ale jestem tak zmęczony, że nie bardzo mam apetyt.

Skrzyczne - widok ze szczytu © lenon77
Na niebie zbierają się chmury i zaczyna kropić, więc postanawiam wracać. W drodze powrotnej sprowadzam kawałek rower niebieskim szlakiem do miejsca gdzie łączy się z trasą, którą przyjechałem. Po chwili skręcam jednak w inną drogę przeciwpożarową biegnącą również do Lipowej i mam okazję przetestować nowe opony. Na szutrowym fragmencie jadę w miarę spokojne, ale na asfaltowej końcówce prędkość sięga prawie 60km/h. Wracam tą samą drogą, tylko w Bielsko omijam centrum czerwonym szlakiem. O 18.30 jestem z powrotem u cioci, gdzie zostaje na noc. Najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego zdobyty!
- DST 126.48km
- Teren 22.20km
- Czas 07:24
- VAVG 17.09km/h
- VMAX 58.54km/h
- Sprzęt Merida Crossway 100V
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 sierpnia 2014
Kategoria Cross w górach, 100-150km
Tysiąc metrów nad poziomem morza
Od tego tygodnia mam urlop, wiec jest czas by zrobić sobie dłuższą trasę, a przede wszystkim odwiedzić góry. Po sprawdzeniu informacji o przejezdnych rowerem szlakach w pobliżu wybór pada na Szyndzielnię. Jak pisałem ostatnio na blogu pogoda nie sprzyja całodniowym wycieczką, gdyż popołudniu najczęściej pada deszcz. Chcąc ominąć tę niedogodność wyjazd rozpoczynam o 6 rano. Jadę standardowo przez Paprocany i Studzienice w kierunku Pszczyny. Po drodze jestem zmuszony zrobić przerwę na dokręcenie błotnika, ale oprócz tego zgrzytu trasa mija bez przeszkód. Przerwę śniadaniową robię na tamie w Goczałkowicach, po czym ruszam dalej znaną mi już z wyprawy na Błatnią trasą w kierunku Bielska. W Międzyrzeczu odbijam na ul. Bielską gdzie wita mnie znak informujący o 10% nachylenia. W perspektywie wjazdu na Szyndzielnię ten krótki odcinek nie robi na mnie wrażenia i po chwili docieram do Bielska. Po przejechaniu jeszcze kilku kilometrów (głównie pod górę) dojeżdżam do ronda na którym rozpoczyna się czerwony szlak. Pierwszym punktem na trasie jest Dębowiec z charakterystyczną kaplicą i ładna panoramą na Bielsko.

Kaplica na Dębowcu © lenon77

Dębowiec - panorama Bielska © lenon77
Robię tu kilka zdjęć i jadę dalej. Szlak wiedzie w większości w cieniu, a nawierzchnia jest bardzo dobra, wiec nawet na cienkich oponach jedzie się komfortowo.

Czerwony szlak na Szyndzielnię © lenon77
Trasa jest mocno zalesiona i tylko miejscami wyłaniają się co ładniejsze widoki.

Widok ze szlaku na Szyndzielnię © lenon77
Bezproblemowa jazda trwa do pierwszej serpentyny, gdzie nawierzchnia się pogarsza i podjeżdżanie na semi-slicku 1.6 wymaga sporo uwagi i techniki. Chwilami jest ciężko, ale z wyjątkiem ostatnich stu metrów przed schroniskiem jadę w siodle.

Schronisko PTTK Szyndzielnia © lenon77
W schronisku jem obiad i ruszam na szczyt (kawałek muszę rower prowadzić).

Szyndzielnia 1028 m n.p.m © lenon77
W tym miejscu słychać już grzmoty, a niebo mocno się chmurzy więc czym prędzej ruszam w dół. Podczas zjazdu zaczyna padać, ale przed nadejściem ulewy dojeżdżam do Dębowca, gdzie przeczekuję ok 30 minutowy deszcz. Dalszy zjazd mokrym szlakiem nie jest najprzyjemniejszy a mimo, że już nie pada to mokry asfalt towarzyszy mi do Goczałkowic. Szkoda, że pogoda nie do końca dopisała bo w planie był jeszcze atak na Klimczok, ale pobiłem swój rekord wysokości wjazdu rowerem i jest druga setka w sezonie.

Kaplica na Dębowcu © lenon77

Dębowiec - panorama Bielska © lenon77
Robię tu kilka zdjęć i jadę dalej. Szlak wiedzie w większości w cieniu, a nawierzchnia jest bardzo dobra, wiec nawet na cienkich oponach jedzie się komfortowo.

Czerwony szlak na Szyndzielnię © lenon77
Trasa jest mocno zalesiona i tylko miejscami wyłaniają się co ładniejsze widoki.

Widok ze szlaku na Szyndzielnię © lenon77
Bezproblemowa jazda trwa do pierwszej serpentyny, gdzie nawierzchnia się pogarsza i podjeżdżanie na semi-slicku 1.6 wymaga sporo uwagi i techniki. Chwilami jest ciężko, ale z wyjątkiem ostatnich stu metrów przed schroniskiem jadę w siodle.

Schronisko PTTK Szyndzielnia © lenon77
W schronisku jem obiad i ruszam na szczyt (kawałek muszę rower prowadzić).

Szyndzielnia 1028 m n.p.m © lenon77
W tym miejscu słychać już grzmoty, a niebo mocno się chmurzy więc czym prędzej ruszam w dół. Podczas zjazdu zaczyna padać, ale przed nadejściem ulewy dojeżdżam do Dębowca, gdzie przeczekuję ok 30 minutowy deszcz. Dalszy zjazd mokrym szlakiem nie jest najprzyjemniejszy a mimo, że już nie pada to mokry asfalt towarzyszy mi do Goczałkowic. Szkoda, że pogoda nie do końca dopisała bo w planie był jeszcze atak na Klimczok, ale pobiłem swój rekord wysokości wjazdu rowerem i jest druga setka w sezonie.
- DST 105.89km
- Teren 21.60km
- Czas 06:21
- VAVG 16.68km/h
- VMAX 53.00km/h
- Sprzęt Merida Crossway 100V
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 1 maja 2014
Kategoria 100-150km, Cross w górach
Błatnia, Wapienica i setka
Długi majowy weekend to dobra okazja by zrobić jakąś dłuższą trasę, a że prognozy pogody były optymistyczne, postanowiłem wybrać się w góry. Początkowo myślałem o wycieczce do doliny Wapienicy, ale zaświtała mi myśl by wjechać na jakiś szczyt. Rzut oka na mapę i okazuje się, że w pobliżu znajduje się Błatnia (917 m.n.p.m.). Postanawiam jechać więc do Jaworza by tam żółtym szlakiem wjechać na szczyt, a następnie niebieskim zjechać do Wapienicy. Jak się później okaże nie była to najtrafniejsza decyzja, ale nie uprzedzajmy faktów. O 8.30 ruszam w drogę czerwonym szlakiem przez Paprocany w kierunku Pszczyny. Tu pojawia się pierwszy problem, w lesie jest sporo błota i zastanawiam się czy w górach szlaki będą przejezdne (jadę w końcu na semi-slicku). Po niecałej godzinie jazdy docieram do Pszczyny gdzie robię kilka zdjęć i ruszam w kierunku zapory w Goczałkowicach.

W pszczyńskim parku © lenon77
Na tamie jeszcze względnie mały ruch, natomiast owadów cała masa. Robię sobie przerwę na posiłek, po czym zjeżdżam z zapory do Zabrzegu. Następnie przez Ligotę, Międzyrzecze i Jasienice docieram do Jaworza. Nad jednym z potoków zatrzymuję się by zrobić zdjęcie i tak niefortunnie wyjmuję aparat, że jego pokrowiec wpada mi do strumyka. Jest na szczęście płytko i udaje mi się go wyłowić, ale buty trochę mi namokły. No cóż jest wyprawa to i przygody muszą być ;)

Górski potok © lenon77
Kawałek dalej rozpoczyna się żółty szlak na Błatnią i tu kolejna niemiła niespodzianka - jest tak stromo, że nie bardzo da się jechać. Wprowadzam rower licząc, że dalsza część będzie zdatna do jazdy. Po kilkuset metrach nachylenie zmniejsza się i można wsiąść na rower. Po drodze można podziwiać wyłaniające się miejscami widoki i masę kwiatów rosnących na szlaku.

Żółty szklak na Błatnią © lenon77

Wiosenne kwiaty © lenon77
Udaje się pokonać dłuższy fragment w siodle, ale w górnej części szlaku pojawia się sporo błota i kamieni. Do samego szczytu na przemian jadę i prowadzę rower, ale nawet przejezdne fragmenty dają mocno w kość. Po mozolnej wspinaczce docieram do schroniska, gdzie robię sobie dłuższą przerwę na posiłek. Żurek jest pyszny ale ze względu na spory ruch trzeba się na niego trochę naczekać. Po zjedzeniu i uzupełnieniu płynów udaję się na szczyt Błatniej skąd podziwiam piękne widoki.

Na szczycie Błatniej © lenon77

Widok z Błatniej © lenon77
Ze szczytu kieruję się na niebieski szlak do Wapienicy. Tu także są nie przejezdne fragmenty, a nawet jadąc tempo jest slimacze ze względu na ilość kamieni. Tutaj doceniam wielokierunkowe bloki w swoich butach, które kilka razy ratują mnie przed upadkiem. Ostatni fragment szlaku jest już całkowicie nie przejezdny (kamienie wielkości głowy), a nawet prowadzenie roweru sprawia trudność. Zaliczam też pierwszą i jedyną wywrotkę (prowadząc rower) podczas której gubię licznik. Na szczęście szybko zauważam zgubę i udaje mi się go znaleźć. Po perypetiach docieram wreszcie do Doliny Wapienicy.

Jezioro w Wapienicy © lenon77
Nad jeziorem robię sobie przerwę po czym ruszam w drogę powrotną. Zmęczenie daje o sobie znać, przez co prędkości nie są rewelacyjne, a przez powolny wjazdo-wpych i niewiele szybszy zjazd średnia wyszła bardzo słaba. Mimo wszystko jestem z wycieczki zadowolony, bo wpadła pierwsza setka i pogoda dopisała pozwalając nacieszyć się widokami. Na przyszłość muszę jednak lepiej sprawdzać czy wybrany szlak jest przejezdny ;)
PS. Dodałem nową kategorię, gdzie będę zamieszczał wycieczki w góry.

W pszczyńskim parku © lenon77
Na tamie jeszcze względnie mały ruch, natomiast owadów cała masa. Robię sobie przerwę na posiłek, po czym zjeżdżam z zapory do Zabrzegu. Następnie przez Ligotę, Międzyrzecze i Jasienice docieram do Jaworza. Nad jednym z potoków zatrzymuję się by zrobić zdjęcie i tak niefortunnie wyjmuję aparat, że jego pokrowiec wpada mi do strumyka. Jest na szczęście płytko i udaje mi się go wyłowić, ale buty trochę mi namokły. No cóż jest wyprawa to i przygody muszą być ;)

Górski potok © lenon77
Kawałek dalej rozpoczyna się żółty szlak na Błatnią i tu kolejna niemiła niespodzianka - jest tak stromo, że nie bardzo da się jechać. Wprowadzam rower licząc, że dalsza część będzie zdatna do jazdy. Po kilkuset metrach nachylenie zmniejsza się i można wsiąść na rower. Po drodze można podziwiać wyłaniające się miejscami widoki i masę kwiatów rosnących na szlaku.

Żółty szklak na Błatnią © lenon77

Wiosenne kwiaty © lenon77
Udaje się pokonać dłuższy fragment w siodle, ale w górnej części szlaku pojawia się sporo błota i kamieni. Do samego szczytu na przemian jadę i prowadzę rower, ale nawet przejezdne fragmenty dają mocno w kość. Po mozolnej wspinaczce docieram do schroniska, gdzie robię sobie dłuższą przerwę na posiłek. Żurek jest pyszny ale ze względu na spory ruch trzeba się na niego trochę naczekać. Po zjedzeniu i uzupełnieniu płynów udaję się na szczyt Błatniej skąd podziwiam piękne widoki.

Na szczycie Błatniej © lenon77

Widok z Błatniej © lenon77
Ze szczytu kieruję się na niebieski szlak do Wapienicy. Tu także są nie przejezdne fragmenty, a nawet jadąc tempo jest slimacze ze względu na ilość kamieni. Tutaj doceniam wielokierunkowe bloki w swoich butach, które kilka razy ratują mnie przed upadkiem. Ostatni fragment szlaku jest już całkowicie nie przejezdny (kamienie wielkości głowy), a nawet prowadzenie roweru sprawia trudność. Zaliczam też pierwszą i jedyną wywrotkę (prowadząc rower) podczas której gubię licznik. Na szczęście szybko zauważam zgubę i udaje mi się go znaleźć. Po perypetiach docieram wreszcie do Doliny Wapienicy.

Jezioro w Wapienicy © lenon77
Nad jeziorem robię sobie przerwę po czym ruszam w drogę powrotną. Zmęczenie daje o sobie znać, przez co prędkości nie są rewelacyjne, a przez powolny wjazdo-wpych i niewiele szybszy zjazd średnia wyszła bardzo słaba. Mimo wszystko jestem z wycieczki zadowolony, bo wpadła pierwsza setka i pogoda dopisała pozwalając nacieszyć się widokami. Na przyszłość muszę jednak lepiej sprawdzać czy wybrany szlak jest przejezdny ;)
PS. Dodałem nową kategorię, gdzie będę zamieszczał wycieczki w góry.
- DST 101.29km
- Teren 19.50km
- Czas 06:02
- VAVG 16.79km/h
- VMAX 47.00km/h
- Sprzęt Merida Crossway 100V
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 sierpnia 2013
Kategoria 100-150km, Cross w górach
Na Magurkę Wilkowicką
Po dwóch wycieczkach na Żar i Równice przyszła pora na "poważniejszą" górę. Padło na Magurkę Wilkowicką, która uchodzi za jeden z trudniejszych podjazdów. Nie mogłem dziś spać więc parę minut po siódmej byłem już w drodze. Trasa do Bielska przebiegała standardowo przez Studzienice, Pszczynę, uzdrowisko w Goczałkowicach i Czechowice. Pierwszy dłuższy postój robię już w Bielsku zbaczając nieco z trasy.
Po odpoczynku i chwili zwiedzania ruszam w kierunku Wilkowic. Rano było chłodno a niebo było mocno zachmurzone, co nie wróżyło dobrej widoczności w górach. W Wilkowicach skręcam w ul. Wyzwolenia a następnie w rozpoczynam podjazd ul. Harcerską. Mając w pamięci zeszłoroczny wjazd na Hrobaczą Ląkę spodziewałem się dużych trudności, a tym czasem pierwsze dwa kilometry udało się pokonać bez zatrzymania. Niestety później zaczęło się robić ciężko i musiałem trzy razy zrobić sobie 2-3 minutowy przestój by odsapnąć. Mimo to uważam, że poszło mi całkiem nieźle jak na tak trudny podjazd, po drodze wyprzedziłem nawet innego rowerzystę. Ostatni kilometr był już łagodniejszy i wkrótce znalazłem się na szczycie.
Widoczność była słaba więc po zrobieniu zdjęć i zjedzeniu kwaśnicy w schronisku ruszyłem w drogę powrotną. Teraz czas na "tysięcznik":)

Reksio w Bielsku© lenon77

Ratusz w Bielsku© lenon77
Po odpoczynku i chwili zwiedzania ruszam w kierunku Wilkowic. Rano było chłodno a niebo było mocno zachmurzone, co nie wróżyło dobrej widoczności w górach. W Wilkowicach skręcam w ul. Wyzwolenia a następnie w rozpoczynam podjazd ul. Harcerską. Mając w pamięci zeszłoroczny wjazd na Hrobaczą Ląkę spodziewałem się dużych trudności, a tym czasem pierwsze dwa kilometry udało się pokonać bez zatrzymania. Niestety później zaczęło się robić ciężko i musiałem trzy razy zrobić sobie 2-3 minutowy przestój by odsapnąć. Mimo to uważam, że poszło mi całkiem nieźle jak na tak trudny podjazd, po drodze wyprzedziłem nawet innego rowerzystę. Ostatni kilometr był już łagodniejszy i wkrótce znalazłem się na szczycie.

Schronisko na Magurce© lenon77

Panorama z Magurki© lenon77

Na szczycie Magurki© lenon77
Widoczność była słaba więc po zrobieniu zdjęć i zjedzeniu kwaśnicy w schronisku ruszyłem w drogę powrotną. Teraz czas na "tysięcznik":)
- DST 109.28km
- Teren 12.10km
- Czas 06:01
- VAVG 18.16km/h
- VMAX 56.00km/h
- Sprzęt Merida Crossway 100V
- Aktywność Jazda na rowerze