Wpisy archiwalne w kategorii
Romet w górach
Dystans całkowity: | 521.75 km (w terenie 363.80 km; 69.73%) |
Czas w ruchu: | 54:28 |
Średnia prędkość: | 9.58 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Suma podjazdów: | 17796 m |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 40.13 km i 4h 11m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 22 maja 2016
Kategoria 51-100km, Romet w górach
Niedziela w Beskidzie Śląskim
Na drugi w tym roku wypad w góry wybrałem znaną mi już trasę Szyndzielnia - Klimczok - Błatnia. Żeby wycieczka nie była za krótka, to postanowiłem pojechać jeszcze na Kozią Górę, i zobaczyć tamtejsze trasy zjazdowe. Samochodem udałem się do Jaworza i zaparkowałem w miejscu, w którym zaczyna się żółty szlak na Błatnią. Uznałem, że lepiej będzie zrobić dojazd do początku trasy, niż później wracać dłużej do auta. Niebieskim szlakiem ruszyłem w stronę początku podjazdu na Kozią Górę, mijając po drodze czerwony na Szyndzielnię. Pogoda dopisywała i już na asfaltowym odcinku pojawiały się widoki.

Na niebieskim szlaku © lenon77
Podjazd na Kozią Górę rozpocząłem na ul. Grzybowej. Specjalna szutrówka do wjazdu rowerów okazała się całkiem stroma i po drodze mijałem sporo rowerzystów prowadzących rowery. Przy schronisku zrobiłem sobie przerwę, a następnie ruszyłem dalej w stronę "Twistera".

W drodze na Kozią Górę © lenon77

Widok na Beskid Mały © lenon77
Zjazd Twisterem był całkiem przyjemny, ale jechałem dość asekuracyjnie nie będąc pewny na ile mogę sobie pozwolić. Podjazd na Kozią był dość męczący, więc odpuściłem sobie ponowny wjazd i ruszyłem w stronę Szyndzielni. Czerwonym szlakiem przez Dębowiec rozpocząłem mozolną wspinaczkę na górę. Przy stacji kolejki odbiłem poszukać polany zwanej Saharą gdzie zrobiłem sobie chwilę przerwy.

Widok z "Sahary" © lenon77
Zgłodniałem już porządnie, więc szybko ruszyłem w stronę schroniska, gdzie czekała mnie jednak niemiła niespodzianka. Tłum ludzi był ogromny, a kolejka ciągnęła się pod drzwi. Nie było sensu czekać, więc ruszyłem w stronę schroniska na Klimczoku licząc, że tam będzie lepiej. Po jakichś 20 minutach dotarłem na miejsce i mimo, że ludzi było mniej to na żurek czekałem pół godziny. Po posiłku wepchałem rower na szczyt Klimczoka i spędziłem tam trochę czasu oglądając widoki.

Na Klimczoku © lenon77
Zjazd żółtym szlakiem z Klimczoka to najfajniejszy etap dzisiejszej wycieczki, choć na początku dość kamienisty. Po minięciu Trzech Kopców i Stołowa docieram na szczyt Błatniej skąd świetnie widać panoramę na pasmo Baraniej Góry.

Panorama z Błatniej © lenon77

Na Błatniej © lenon77
Ze szczytu zjeżdżam w stronę schroniska i rozpoczynam zjazd do Jaworza. Na żółtym szlaku odbijam w drogę oznaczoną "S", która miała być "singlem", a okazała się szutrówką do zwózki drewna, choć całkiem przyjemną. Na dole jeszcze kawałek asfaltem do auta i kolejną wycieczkę można uznać za zakończoną. Gdyby tylko nie te tłumy w schroniskach było by idealnie.

Na niebieskim szlaku © lenon77
Podjazd na Kozią Górę rozpocząłem na ul. Grzybowej. Specjalna szutrówka do wjazdu rowerów okazała się całkiem stroma i po drodze mijałem sporo rowerzystów prowadzących rowery. Przy schronisku zrobiłem sobie przerwę, a następnie ruszyłem dalej w stronę "Twistera".

W drodze na Kozią Górę © lenon77

Widok na Beskid Mały © lenon77
Zjazd Twisterem był całkiem przyjemny, ale jechałem dość asekuracyjnie nie będąc pewny na ile mogę sobie pozwolić. Podjazd na Kozią był dość męczący, więc odpuściłem sobie ponowny wjazd i ruszyłem w stronę Szyndzielni. Czerwonym szlakiem przez Dębowiec rozpocząłem mozolną wspinaczkę na górę. Przy stacji kolejki odbiłem poszukać polany zwanej Saharą gdzie zrobiłem sobie chwilę przerwy.

Widok z "Sahary" © lenon77
Zgłodniałem już porządnie, więc szybko ruszyłem w stronę schroniska, gdzie czekała mnie jednak niemiła niespodzianka. Tłum ludzi był ogromny, a kolejka ciągnęła się pod drzwi. Nie było sensu czekać, więc ruszyłem w stronę schroniska na Klimczoku licząc, że tam będzie lepiej. Po jakichś 20 minutach dotarłem na miejsce i mimo, że ludzi było mniej to na żurek czekałem pół godziny. Po posiłku wepchałem rower na szczyt Klimczoka i spędziłem tam trochę czasu oglądając widoki.

Na Klimczoku © lenon77
Zjazd żółtym szlakiem z Klimczoka to najfajniejszy etap dzisiejszej wycieczki, choć na początku dość kamienisty. Po minięciu Trzech Kopców i Stołowa docieram na szczyt Błatniej skąd świetnie widać panoramę na pasmo Baraniej Góry.

Panorama z Błatniej © lenon77

Na Błatniej © lenon77
Ze szczytu zjeżdżam w stronę schroniska i rozpoczynam zjazd do Jaworza. Na żółtym szlaku odbijam w drogę oznaczoną "S", która miała być "singlem", a okazała się szutrówką do zwózki drewna, choć całkiem przyjemną. Na dole jeszcze kawałek asfaltem do auta i kolejną wycieczkę można uznać za zakończoną. Gdyby tylko nie te tłumy w schroniskach było by idealnie.
- DST 50.40km
- Teren 32.00km
- Czas 04:22
- VAVG 11.54km/h
- VMAX 46.00km/h
- Podjazdy 1436m
- Sprzęt Romet Mustang R-line 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 kwietnia 2016
Kategoria 1-50km, Romet w górach
Majówka w Beskidzie Małym
W majowy weekend postanowiłem wybrać się na pierwszy w tym roku wypad w góry. Prognozy były jednak niezbyt optymistyczne, a dodatkowo w środku tygodnia spadł w górach śnieg. Wydawało się już, że z planów nic nie wyjdzie, ale w piątek po analizie sytuacji i obrazu z kamer umieszczonych w schroniskach decyduję się na wypad w Beskid Mały. W sobotę rano po śniadaniu pakuję rower do auta i jadę do Porąbki. Na parkingu miejskim jest już sporo samochodów i ledwo znajduję wolne miejsce. Po przykręceniu kół do Rometa jadę na zaporę, gdzie robię sobie chwilę przerwy przed pierwszym dzisiaj podjazdem - Hrobaczą Łąką.

Jezioro Międzybrodzkie © lenon77
W tym roku przejechałem dopiero niecałe 300 km, i mam spore obawy czy dam radę zrobić ten ciężki podjazd. Pocieszam się myślą, że nowy rower ma bardzo lekkie przełożenia (do 22-36) i w tym upatruję swoją szansę. Jak się po chwili okazuje mam rację, i mimo nie najlepszej formy podjazd idzie całkiem gładko. Nie to żeby było łatwo, ale nie muszę robić postojów żeby odpoczywać, i zatrzymuję się tylko do zdjęcia i drobnej korekty siodełka.

W drodze na Hrobaczą Łąkę © lenon77
W miarę jak zbliżam się do szczytu zbierają się nade mną ciemniejsze chmury i trochę martwię się załamaniem pogody, robi się też chłodniej. Na szczycie, który zdobyłem po raz trzeci (ale pierwszy raz w 100% w siodle) robię sobie chwilę przerwy pod krzyżem, i ucinam miłą pogawędkę z parą turystów.

Chmury nad Hrobaczą Łąką © lenon77
Mając na uwadze chwilowe pogorszenie warunków, nie czekam długo i jadę czerwonym szlakiem na Przełęcz u Panienki.

Przełęcz u Panienki © lenon77
Obecni pod kapliczką miejscowi zapewniają mnie, że nie będzie dziś padać, a jak wiadomo górale na pogodzie się znają ;P Teraz czeka mnie krótki odcinek wprowadzania na Groniczki, po którym już przyjemnie jedzie się na Gaiki. W paru miejscach można jeszcze znaleźć resztki śniegu.

Resztki śniegu © lenon77

Gaiki © lenon77
Z Gaików jadę niebieskim w dół na Przegibek. Pamiętając tę trasę z poprzedniego roku, nie skręcam na przełęczy od razu w szlak niebieski na Magurkę, tylko w zamkniętą szlabanem drogę po lewej, która omija początkowy nieprzejezdny odcinek.

Z niebieskiego szlaku na Magurkę © lenon77
Omijam także miejsce, w którym szlak niebieski odchodzi w lewo i jadę aż do skrzyżowania szlaków, gdzie wybieram ten o kolorze zielonym. Jest to dobry wybór, bo szlak jest przejezdny, i tylko jakieś 50m prowadzę rower gdy tracę równowagę na większym kamieniu. W schronisku na Magurce sporo ludzi i trzeba się trochę naczekać na coś do zjedzenia. Widoki za to ładne.

Na Magurce Wilkowickiej © lenon77
Do tego miejsca wycieczka biegła podobnie jak rok temu, teraz przyszedł czas na nieznaną mi jeszcze część trasy. Kolejne kilometry to przyjemny i niezbyt trudny szlak na najwyższy szczyt Beskidu Małego - Czupel.

Czupel zdobyty © lenon77
Niebieski do Czernichowa jest początkowo fajny, ale im niżej tym więcej kamieni się pojawia. W pewnym momencie zamienia się on w wąską rynnę najeżoną głazami i na jakiś 200m sprowadzam rower. Końcówka ponownie nadaje się do jazdy.

Czernichów szlak niebieski © lenon77
Wypogodziło się, wiec postanawiam kontynuować wycieczkę, i z tamy w Tresnej jadę w stronę Żaru. Nie chcę jednak wjeżdżać asfaltem i postanawiam sprawdzić zielony szlak przez przełęcz Przełęcz Isepnicką. Szlak początkowo wiedzie asfaltem, który zamienia się potem w równą szutrówkę i ten etap jedzie się nieźle. Po przekroczeniu strumyka robi się jednak coraz bardziej stromo, a mnie opuszczają siły. Końcowy fragment prowadzę rower i rezygnuję z wjazdu na Kiczere jadąc dalej zielonym do asfaltówki na Żar. Na szczycie jak zwykle masa ludzi, kupuje kawę i coś do jedzenia oraz podziwiam widoki.

Góra Żar © lenon77
Wydaje się, że to już koniec przygód na dziś, zjazd czerwonym do Porąbki i rower do auta. Niestety nie było tak łatwo. Jadąc w dół docieram do zabudowań, które nie wyglądają na zaporę. Rzut oka na GPS i widzę, że zjechałem po drugiej stronie w Kozubniku. Wracam się więc, bo według mapy powinienem odbić chwile wcześniej lekko w lewo. Żadnych oznaczeń szlaku nie widać, tylko wąską ścieżkę z lewej, w którą decyduję się pojechać. Nie jest to jednak czerwony szlak, ale po przejechaniu dłuższego odcinka w dół nie mam ochoty już zawracać. Po drodze zdobywam jeszcze szczyt Kozubnik i wąskimi, nieoznakowanymi ścieżkami docieram w końcu do Porąbki. Chwila drogi na parking i wracam do domu zmęczony ale zadowolony. 1675m przewyższenia.

Jezioro Międzybrodzkie © lenon77
W tym roku przejechałem dopiero niecałe 300 km, i mam spore obawy czy dam radę zrobić ten ciężki podjazd. Pocieszam się myślą, że nowy rower ma bardzo lekkie przełożenia (do 22-36) i w tym upatruję swoją szansę. Jak się po chwili okazuje mam rację, i mimo nie najlepszej formy podjazd idzie całkiem gładko. Nie to żeby było łatwo, ale nie muszę robić postojów żeby odpoczywać, i zatrzymuję się tylko do zdjęcia i drobnej korekty siodełka.

W drodze na Hrobaczą Łąkę © lenon77
W miarę jak zbliżam się do szczytu zbierają się nade mną ciemniejsze chmury i trochę martwię się załamaniem pogody, robi się też chłodniej. Na szczycie, który zdobyłem po raz trzeci (ale pierwszy raz w 100% w siodle) robię sobie chwilę przerwy pod krzyżem, i ucinam miłą pogawędkę z parą turystów.

Chmury nad Hrobaczą Łąką © lenon77
Mając na uwadze chwilowe pogorszenie warunków, nie czekam długo i jadę czerwonym szlakiem na Przełęcz u Panienki.

Przełęcz u Panienki © lenon77
Obecni pod kapliczką miejscowi zapewniają mnie, że nie będzie dziś padać, a jak wiadomo górale na pogodzie się znają ;P Teraz czeka mnie krótki odcinek wprowadzania na Groniczki, po którym już przyjemnie jedzie się na Gaiki. W paru miejscach można jeszcze znaleźć resztki śniegu.

Resztki śniegu © lenon77

Gaiki © lenon77
Z Gaików jadę niebieskim w dół na Przegibek. Pamiętając tę trasę z poprzedniego roku, nie skręcam na przełęczy od razu w szlak niebieski na Magurkę, tylko w zamkniętą szlabanem drogę po lewej, która omija początkowy nieprzejezdny odcinek.

Z niebieskiego szlaku na Magurkę © lenon77
Omijam także miejsce, w którym szlak niebieski odchodzi w lewo i jadę aż do skrzyżowania szlaków, gdzie wybieram ten o kolorze zielonym. Jest to dobry wybór, bo szlak jest przejezdny, i tylko jakieś 50m prowadzę rower gdy tracę równowagę na większym kamieniu. W schronisku na Magurce sporo ludzi i trzeba się trochę naczekać na coś do zjedzenia. Widoki za to ładne.

Na Magurce Wilkowickiej © lenon77
Do tego miejsca wycieczka biegła podobnie jak rok temu, teraz przyszedł czas na nieznaną mi jeszcze część trasy. Kolejne kilometry to przyjemny i niezbyt trudny szlak na najwyższy szczyt Beskidu Małego - Czupel.

Czupel zdobyty © lenon77
Niebieski do Czernichowa jest początkowo fajny, ale im niżej tym więcej kamieni się pojawia. W pewnym momencie zamienia się on w wąską rynnę najeżoną głazami i na jakiś 200m sprowadzam rower. Końcówka ponownie nadaje się do jazdy.

Czernichów szlak niebieski © lenon77
Wypogodziło się, wiec postanawiam kontynuować wycieczkę, i z tamy w Tresnej jadę w stronę Żaru. Nie chcę jednak wjeżdżać asfaltem i postanawiam sprawdzić zielony szlak przez przełęcz Przełęcz Isepnicką. Szlak początkowo wiedzie asfaltem, który zamienia się potem w równą szutrówkę i ten etap jedzie się nieźle. Po przekroczeniu strumyka robi się jednak coraz bardziej stromo, a mnie opuszczają siły. Końcowy fragment prowadzę rower i rezygnuję z wjazdu na Kiczere jadąc dalej zielonym do asfaltówki na Żar. Na szczycie jak zwykle masa ludzi, kupuje kawę i coś do jedzenia oraz podziwiam widoki.

Góra Żar © lenon77
Wydaje się, że to już koniec przygód na dziś, zjazd czerwonym do Porąbki i rower do auta. Niestety nie było tak łatwo. Jadąc w dół docieram do zabudowań, które nie wyglądają na zaporę. Rzut oka na GPS i widzę, że zjechałem po drugiej stronie w Kozubniku. Wracam się więc, bo według mapy powinienem odbić chwile wcześniej lekko w lewo. Żadnych oznaczeń szlaku nie widać, tylko wąską ścieżkę z lewej, w którą decyduję się pojechać. Nie jest to jednak czerwony szlak, ale po przejechaniu dłuższego odcinka w dół nie mam ochoty już zawracać. Po drodze zdobywam jeszcze szczyt Kozubnik i wąskimi, nieoznakowanymi ścieżkami docieram w końcu do Porąbki. Chwila drogi na parking i wracam do domu zmęczony ale zadowolony. 1675m przewyższenia.
- DST 40.07km
- Teren 25.00km
- Czas 04:31
- VAVG 8.87km/h
- VMAX 56.00km/h
- Podjazdy 1675m
- Sprzęt Romet Mustang R-line 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 31 października 2015
Kategoria 1-50km, Romet w górach
Pierwszy raz w Beskidzie Żywieckim
Wydawało mi się, że na ten rok skończyłem już z wyprawami w góry, ale pogoda w ostatnim tygodniu była na tyle dobra, że postanowiłem wybrać się na jeszcze jeden wypad. W Beskidzie Śląskim i Małym już byłem, więc nadszedł czas na odwiedzenie Żywieckiego. Nie mogłem poświęcić na wyjazd całego dnia, a dojazd ma miejsce to prawie półtorej godziny, dlatego zaplanowałem sobie tylko krótką trasę na Hale Rysianka. W sobotę rano było w Tychach bardzo mgliście, ale na szczęście tam gdzie się wybierałem świeciło słońce. Po zaparkowaniu w Ujsołach ruszyłem w stronę Złatnej, gdzie zaczynał się czarny szlak. Po drodze minąłem drewniany kościół i miałem małą przygodę gdy drogę zablokowały mi cztery bojowo nastawione... indyki.

Złatna – kościół MB Częstochowskiej © lenon77
Czarny szlak wiedzie najpierw asfaltem, a później idzie bardzo stromo w górę, wiec za radą z internetu skręcam w drogę przeciwpożarową nr 16, która omija nieprzejezdny fragment. Jest to dobra decyzja bo ścieżka jest niezbyt stroma i o równej nawierzchni. Widoków nie ma za dużo, ale o tej porze roku zwykły las jest piękny.

Piękna droga pożarowa © lenon77

W drodze na Rysianke © lenon77
Droga łączy się ponownie z czarnym szlakiem na wysokości dziewiątej stacji drogi światła, i tu kończy się sielanka. Jest mega stromo i błotniście i jadę na granicy przyczepności. Drogę pod schronisko udaje się pokonać w całości w siodle, ale po drodze muszę robić przerwy na złapanie tchu. Widok z Hali Rysianka wynagradza jednak trud. W oddali widać nawet Tatry.

Na Hali Rysianka © lenon77

Widok na Babią Górę © lenon77

Widok na Tatry © lenon77
Na górze jest chłodno i mocno wieje, więc po zrobieniu zdjęć idę do schroniska na ciepły posiłek. Schronisko jest położone na wysokości 1290 m.n.p.m. więc pobiłem swój rekord wysokości na rowerze. Korci mnie by udać się jeszcze na Romankę, ale jestem ograniczony czasowo i wybieram się w drogę powrotną żółtym szlakiem. Po drodze mijam schronisko na Hali Lipowskiej, Halę Bieguńską i Redykalny Wierch, a całość jest bardzo widokowa.

Tatry - na żółtym szlaku © lenon77

Na jednej z górskich hal © lenon77
Żółty szlak jest dość zróżnicowany - chwilami błotnisty, na jednym odcinku dużo kamieni, a końcówka to wąski singiel. Jest natomiast w całości przejezdny i kończy się w Rajczy, skąd asfaltem docieram do zaparkowanego w Ujsołach auta. Beskid Żywiecki zrobił na mnie pozytywne wrażenie i na pewno wrócę tu za rok, gdy będę miał więcej czasu a dzień nie będzie kończył się o 16.

Złatna – kościół MB Częstochowskiej © lenon77
Czarny szlak wiedzie najpierw asfaltem, a później idzie bardzo stromo w górę, wiec za radą z internetu skręcam w drogę przeciwpożarową nr 16, która omija nieprzejezdny fragment. Jest to dobra decyzja bo ścieżka jest niezbyt stroma i o równej nawierzchni. Widoków nie ma za dużo, ale o tej porze roku zwykły las jest piękny.

Piękna droga pożarowa © lenon77

W drodze na Rysianke © lenon77
Droga łączy się ponownie z czarnym szlakiem na wysokości dziewiątej stacji drogi światła, i tu kończy się sielanka. Jest mega stromo i błotniście i jadę na granicy przyczepności. Drogę pod schronisko udaje się pokonać w całości w siodle, ale po drodze muszę robić przerwy na złapanie tchu. Widok z Hali Rysianka wynagradza jednak trud. W oddali widać nawet Tatry.

Na Hali Rysianka © lenon77

Widok na Babią Górę © lenon77

Widok na Tatry © lenon77
Na górze jest chłodno i mocno wieje, więc po zrobieniu zdjęć idę do schroniska na ciepły posiłek. Schronisko jest położone na wysokości 1290 m.n.p.m. więc pobiłem swój rekord wysokości na rowerze. Korci mnie by udać się jeszcze na Romankę, ale jestem ograniczony czasowo i wybieram się w drogę powrotną żółtym szlakiem. Po drodze mijam schronisko na Hali Lipowskiej, Halę Bieguńską i Redykalny Wierch, a całość jest bardzo widokowa.

Tatry - na żółtym szlaku © lenon77

Na jednej z górskich hal © lenon77
Żółty szlak jest dość zróżnicowany - chwilami błotnisty, na jednym odcinku dużo kamieni, a końcówka to wąski singiel. Jest natomiast w całości przejezdny i kończy się w Rajczy, skąd asfaltem docieram do zaparkowanego w Ujsołach auta. Beskid Żywiecki zrobił na mnie pozytywne wrażenie i na pewno wrócę tu za rok, gdy będę miał więcej czasu a dzień nie będzie kończył się o 16.
- DST 32.53km
- Teren 16.80km
- Czas 02:38
- VAVG 12.35km/h
- VMAX 39.00km/h
- Podjazdy 866m
- Sprzęt Romet Mustang R-line 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze